W ciągu 79 dni Tommaso Busoni i Artan Marku przejechali na rolkach 2700 kilometrów z Portugalii do Włoch - celebrując zaangażowanie i koleżeństwo.

W barze w Lizbonie, w słonecznym lipcu, dwaj przyjaciele z dzieciństwa, Tommaso Busoni i Artan Marku, postanowili rozpocząć przygodę, jeżdżąc na łyżwach ze stolicy Portugalii wzdłuż wybrzeża z powrotem do rodzinnego miasta we Włoszech, Finale Ligure. Pomysł zrodził się z ciekawości: co dzieli mnie w Lizbonie od mojego rodzinnego miasta we Włoszech, pomyślał Artan, zafascynowany pomysłem podróżowania przez nadmorskie miasta w trzech różnych krajach. Kiedy Artan spotkał Tommaso w barze, podzielił się z nim swoim pomysłem. Jak w każdej kultowej sekwencji otwierającej podróż, Tommaso odpowiedział: "Mogę się przyłączyć?".

Tommaso jest aktorem, a Artan stylistą. Zaczęli razem jeździć na łyżwach, gdy mieli dziewięć lat. Tommaso najpierw przeprowadził się do Lizbony, a kiedy Artan odwiedził ją w 2022 roku, również zakochał się w stolicy.

Przygotowania nie trwały długo; gdy każdy z nich nabył longboard, namiot, torbę i aparat fotograficzny, aby udokumentować swoją podróż. "Myślę, że przygotowywaliśmy się głównie mentalnie" - mówi Tommaso i 27 czerwca wyruszyli w drogę.

Dziennie pokonywali od 40 do 50 kilometrów, a czasem nawet 60. Czasami musieli iść przez lasy, gdy nie było dróg lub gdy jazda po nich była zbyt niebezpieczna: "Naszym celem było zawsze być blisko wybrzeża. Blisko oceanu. Dla bezpieczeństwa i żeby się nie zgubić" - mówi Tommaso.


Podczas nocy w Portugalii spali w namiotach, ale od Hiszpanii porzucili je i spali na plaży. Tommaso wyjaśnia swoją decyzję: "Wydawaliśmy dużo na namiot każdego dnia na kempingu, więc zdecydowaliśmy się go wyeliminować. A ponieważ jest lato, mogliśmy spać na plaży z małym kocem". Artan dodaje: "To było wspaniałe, ponieważ każdej nocy widzieliśmy gwiazdy. Spadające gwiazdy. To była magia".

Przez większość podróży brakowało pieniędzy, ale potrzeba jest matką wynalazków, więc wpadli na pomysł: kupić aparat Polaroid i oferować turystom zdjęcia. Artan gestykuluje: "Hej chłopaki, robimy tę wycieczkę. Chcecie zdjęcie? Jeśli masz trochę monet, dam ci pamiątkę". W niektóre dni, jeśli byli w większym mieście, takim jak Walencja czy Barcelona, inwestowali 10 euro w hostel.

Na początku turyści nie dawali dużych napiwków, ale gdy opowiedzieli swoją historię, wsparcie się zmieniło. Tommaso wspomina: "Przez większość czasu ludzie mówili: nie, nie, nic od ciebie nie chcę. Ponieważ jesteśmy brudni, wiesz, cali spoceni. Wyglądaliśmy na bezdomnych" - wtrąca Artan: "Właściwie to byliśmy bezdomni". Tommaso kontynuuje: "Ale ludzie, którzy poświęcili nam czas, by opowiedzieć naszą historię, bardzo nam pomogli. Ludzie dawali nam 10 euro, czasem 20".

Temperatury

Kwestia pieniędzy to jedno, temperatury czasami przekraczające 38 stopni to drugie, ale jednym z największych wyzwań było fizyczne obciążenie związane z przebywaniem na desce przez wiele godzin dziennie. Tommaso wyjaśnia, że różnica między jazdą na czterokołowym rowerze i czterokołowej desce polega na tym, że na rowerze używa się obu nóg jednocześnie. Tommaso i Artan są profesjonalnymi deskorolkarzami, więc wiedzą, jak zmieniać nogi podczas jazdy, ale kiedy samochody przejeżdżają z dużą prędkością blisko ciebie, musisz mieć kontrolę. Używasz więc swojej najlepszej nogi, mówi Tommaso, wspominając zmagania: "Wiele razy chciałem się poddać, bo prawie nie mogłem chodzić. A potem myślisz sobie: ok, muszę jeszcze zrobić 2000 kilometrów". Artan przytakuje i dodaje: "Pierwszy tydzień był najgorszy. Ważne jest, aby naciskać, ale jednocześnie bardzo ważne jest, aby czuć swoje ciało, słyszeć swoje ciało, na przykład, okej, naprawdę muszę teraz odpocząć. Moje ciało płacze". Tommaso dodaje: "Pamiętam, że pierwszego dnia płakałem, bo obudziłem się po pierwszych 40 kilometrach. Wciąż byliśmy w Setúbal, bardzo blisko Lizbony. Zadzwoniłem do mamy i powiedziałem: "Mamo, nie wiem, czy dam radę fizycznie. Psychicznie jestem obecny. Ale fizycznie moje nogi pokazują mi, że nie są wystarczająco wytrenowane. Więc nie wiem, czy dam radę".


Obietnica

Słysząc to, pytam, co sprawiło, że pomimo tych wyzwań, kontynuowali każdego dnia. Wspierając się nawzajem i szanując swoje zaangażowanie, odpowiadają niemal jednogłośnie. Fakt, że powiedzieli o tym swoim przyjaciołom i rodzinie był również ważnym czynnikiem, mówi Tommaso: "To było jak obietnica najpierw dla nas samych, a potem dla nich. Obietnica, której musieliśmy dotrzymać. Nigdy nie mógłbym się poddać. Miałbym wyrzuty sumienia przez całe życie. Mówiłem: "Nie, muszę to zrobić. Musimy to zrobić".

Spędzanie 24 godzin na dobę przez trzy miesiące w takich warunkach wystawiło ich przyjaźń na próbę, czasami prowadząc do dni, w których nie rozmawiali, ale zasadniczo zbliżyło ich bardziej, niż kiedykolwiek myśleli, że mogą być. 79 dni, 2700 kilometrów, jedna zniszczona deskorolka i sześć par zużytych butów później, Tommaso i Artan zostali powitani przez rodzinę, przyjaciół i mieszkańców ich wioski, gdy przekroczyli linię mety w Finale Ligure w piątek, 12 września. Ostatniego dnia pobili swój rekord, pokonując 94 kilometry przez osiem godzin bez przerwy.

Dwaj młodzi mężczyźni wyglądają na zmęczonych i triumfujących. Pytam o ich przyszłość. Obaj się uśmiechają: "Tak, to co zrobiliśmy jest całkiem fajne... ale co może być legendarne?" mówi Artan, a Tommaso zdradza, że ich marzeniem jest przejechanie całego świata. Od Finale Ligure do Finale Ligure. Ale na razie odpoczywają i cieszą się chwałą swojej niezwykłej wyprawy.